Warsztaty rękodzieła – stroiki wielkanocne
Za niedługo święta Wielkanocne. Ponieważ Wielkanoc kojarzy się z malowaniem pisanek, przygotowywaniem święconki i dekorowaniem domu wiosennymi kolorami wybraliśmy się na kolejne warsztaty artystyczne, na których pod czujnym okiem Pani Doroty Tomczyk powstały piękne, kolorowe i kreatywne stroiki wielkonocne, które zajmą honorowe miejsce na świątecznym stole.
Stroiki wielkanocne to popularny element dekoracyjny każdego domu, w którym celebruje się święta Wielkiej Nocy. Nasze kompozycje inspirowane były naturą, stąd też powstały z materiałów takich jak kora drzewa, mech, wiklina, wiosenne kwiaty czy ptasie pióra. Wykonane samodzielnie dały nam nie tylko możliwość idealnie dopasować je do wystroju naszego mieszkania i gustu, ale i nieocenioną radość tworzenia.
.
W weekend poprzedzający największe irlandzkie święto – Dzień św. Patryka, rzeka Chicago po raz kolejny, jak co roku, zmieniła kolor na zielony. Była to okazja do radosnego świętowania nie tylko dla tych, w żyłach których płynie irlandzka krew. Wybraliśmy się do zatem chicagowskiego downtown, by poznać historię największego, narodowego i religijnego, święta w Irlandii i spróbować zrozumieć dlaczego Chicago tak hucznie celebruje Dzień Św. Patryka – patrona Szmaragdowej Wyspy. Mieliśmy okazję przyjrzeć się się jak znana nam rzeka Chicago zmienia barwę dzięki organicznemu barwnikowi, którego skład ponoć do dzisiaj pozostaje tajemnicą. Jaskrawozielony kolor utrzymuje się w wodzie do kilku godzin, był więc czas na sesje zdjęciowe, dlatego zainwestowaliśmy w zielone gadżety! Obejrzeliśmy też doroczną paradę, w której udział tradycyjnie wzięły irlandzkie grupy folklorystyczne, kobziarze, orkiestry marszowe oraz organizacje kulturalne. Na koniec wybraliśmy się na rejs po rzece Chicago i mimo, że było bardzo zimno, był to rejs wyjątkowy, bo po zielonych wodach rzeki Chicago. Z pokładu statku wycieczkowego podziwialiśmy spektakularną architekturę miasta a z przewodnikiem – ekspertem w dziedzinie architektury odkryliśmy atrakcje, które skrywają odnogi rzeki Chicago. Mimo niskich temperatur atmosfera była gorąca i powstała całkiem spora galeria zdjęć. A że na każdym z nich dominuje kolor zielony…no cóż : )
.
W minioną niedzielę, 5 marca, nasz Klub uroczyście świętował Dzień Kobiet. Spotkanie odbyło się w klimacie PRL-u i było swoistego rodzaju podróżą w czasie. I tak jak niegdyś kawiarnie w PRL-u stanowiły centrum życia towarzyskiego i wyróżniał je niepowtarzalny klimat, tak w ubiegłą niedzielę restauracja Hunters w Elmwood Park pękała w szwach, goszcząc członków i sympatyków Klubu Golden Age, którzy się świetnie bawili przy wyjątkowych dekoracjach i wspaniałych przebojach sprzed lat.
Zagłębiliśmy się w klimat minionej epoki, ale już nie z obawą, a z nutką sentymentu. Wyśmialiśmy absurdy i z przymrużeniem oka powspominaliśmy karykaturalne oblicze Międzynarodowego Dnia Kobiet w czasach polskiego, „radosnego” socjalizmu.
Towarzyskie spotkanie przy PRL-owskim obiedzie miało swój scenariusz. Uczestnicy mieli okazję sprawdzić stan swojej wiedzy (i pamięci) w formie quizu, który nawiązywał to tamtejszych obyczajów, terminologii, szeroko rozumianej kultury i rozrywki oraz znanych polskich filmów i seriali. Rozczuliliśmy się przy ostatniej scenie z Janosika, trzymaliśmy kciuki, żeby Brunner nie zdemaskował Hansa Klossa i rozrzewniliśmy się gdy Toliboski zrywał dla Barbary Niechcic nenufary.
Obejrzeliśmy też znany skecz kabaretu Dudek, fragmenty znanych seriali (np. Alternatywy 4), czołówki popularnych programów telewizyjnych, a nawet bajki dla dzieci. Uśmiechy na twarzach przywołały zdjęcia PEWEX-u, szkolnych temperówek z żyletką, pachnących gum do żucia, meblościanek z płyty wiórowej na wysoki połysk, pieluch z tetry, gumy arabskiej, ciepłych lodów, oranżady w woreczkach, mortadeli, telewizoru Rubin…. Ech, można byłoby tak długo wymieniać.
Można też było, i to dosłownie, sprawdzić jak smakowało życie w PRL-u. Na Klubowiczów, poza obiadem, czekały wyroby garmażeryjne, chociaż do PRL-owskiego bufetu należało się ustawić, a jakże, w kolejce. Trzeba było w niej swoje odstać, ale czego się nie zrobi dla smaku dobrej galaretki, smalcu, ogórków czy pasztetowej.
Do zakąsek przysługiwała biała woda z procentami, do której uprawniały kartki żywnościowe. Wielu Klubowiczów zatrzymało je jako pamiątkę ze spotkania. Pamiątką były też zdjęcia z oryginalnymi przedmiotami: mundurem milicjanta, kiwającym głową psem, który często „dekorował” PRL-owskie samochody, wyjątkowymi plakatami czy sklepową wagą, na której niegdyś ważyły się nie tylko towary spod lady ale i losy wielu posiłków w PRL-owskich domach.
Z nostalgią odniesliśmy się do epoki PRL-u, w której chyba wszyscy mieli więcej czasu, niż w dzisiejszych czasach, w których kontakt z drugim człowiekiem zastępuje, niestety, w znacznym stopniu technologia. I mimo, że dzieciństwo nie było łatwe a trudne dla rodziców czasy narzucały wiele ograniczeń, to jednak miało ono swój niepowtarzalny klimat i wielu z nas zamieniłoby najnowsze iPhony na atmosferę osiedlowych zabaw i znajomości zawierane przy podwórkowym trzepaku.
Jak przystało na Dzień Kobiet w PRL-u, każda z Klubowiczek otrzymała prezent. Były czerwone goździki, rajstopy i kosmetyki Pani Walewskiej. Do zabawy zaangażowali się też panowie, którzy zwarli szeregi i zmierzyli się z konkursem sprawdzającym ich wiedzę o nas, kobietach. Równiez i oni otrzymali prezenty w podziękowaniu za wykazaną wiedzę i za to, jak świetnie sobie z nami, kobietami, radzą; wszak życie z nami bywa może nie najłatwiejsze, ale bez nas jest nie do zniesienia : )
.







.
Niedzielne popołudnie, piętnaście wspaniałych kobiet i dużo śmiechu. Tak było na warsztatach z pięlęgnacji skóry dojrzałej, które poprowadziła Katarzyna Walat-Curlej. Kasiu – dziękujemy! Było znakomicie! Dzięki Tobie zgłębiłyśmy tajniki świadomej pielęgnacji, poczułyśmy się odpowiednio zaopiekowane, zadbane i przede wszystkim o 10 lat młodsze : ) Po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, że wiek to tylko liczba : )
Ho, Ho, Ho!
Święta Bożego Narodzenia i ich atmosfera są wyjątkowe, dlatego w drugą niedzielę grudnia wybraliśmy się szlakiem największych świątecznych atrakcji Chicago i okolic.
Na początek dom Kevina z kultowego filmu lat 90-tych. Mimo, że tytuł filmu sugerował inaczej, Kevin nie czekał na nas sam w domu, zatem z krótkim postojem przy Navy Pier i w pięknej kaplicy Northwestern University udaliśmy się na świąteczny kiermasz.
Christkindlmarket, bo o nim mowa, to największy w USA bożonarodzeniowy jarmark, stylizowany na tradycyjny kiermasz świąteczny rodem prosto z Niemiec. Tam smakowaliśmy grzanego wina, gorącej czekolady i placków ziemniaczanych, wędrując między straganami wprost uginającymi się od świątecznych ozdób i rękodzieła. Czego tam nie było… malowane bombki, kolorowe skarpety z alpaki, tradycyjne ścienne zegary z kukułką, dekoracyjne szklane lampiony, porcelana, ręcznie rzeźbione w drewnie bożonarodzeniowe szopki, zapachowe świece, piernikowe serca… wymieniać można by długo.
Naszym kolejnym przystankiem na świątecznym szlaku było Muzeum Nauki i Techniki, które od lat gości wystawę bożonarodzeniowych „Christmas around the world”. Była to swoista podróż dookoła świata, jako, że dobór ozdób i dekoracji reprezentował świąteczne tradycje różnych krajów i kultur. Przystanęliśmy też i przed polską choinką, która, co z żalem stwierdziliśmy, była zdecydowanie mało polska i tradycyjna.
Świątecznym klimatem powitał nas też Millenium Park z popularną „fasolką”, w której, niczym w zwierciadle, odbijały się wysokie wieżowce Wietrznego Miasta. Nieopodal, przy dźwiękach świątecznej muzyki rozbłyskiwały lampki na górującej nad lodowiskiem strojnej choince.
Jeszcze tylko krótki przystanek na szybką fotę przy przystrojonym w świąteczną zieleń i czerwień Merchandise Mart, największym pod względem powierzchni budynku w Chicago i mogliśmy ustawić GPS na Morton Arboretum.
Tam czekał na nas jedyny w swoim rodzaju spektakl kolorów i świateł, będący prawdziwą ucztą dla oczu. Tych, którzy nam nie towarzyszyli, zapraszamy do galerii zdjęć.
Nasze pierwsze wspólne Święto Dziękczynienia spędziliśmy w St Louis, ale podczas dwudniowej wycieczki odwiedziliśmy wiele ciekawych miejsc.
W Casey, małym miasteczku słynącym z dużych rzeczy, z których aż 8 znalazło się w Księdze Rekordów Guinnessa, mieliśmy okazję wejść do wnętrza największej skrzynki pocztowej (która, NB, działa i można z niej wysłać listy).
Obejrzeliśmy przepiękny pokaz iluminacji w niemniej pięknych wnętrzach zabytkowego, XIX-wiecznego hotelu Union Station, w którym zjedliśmy świąteczną kolację. W tym dniu przypadała również rocznica śmierci Freddy’ego, wokalisty zespołu Queen, więc z tej okazji obejrzeliśmy niesamowity pokaz dźwięku i świateł zorganizowany w hołdzie dla artysty.
Wjechaliśmy na górę słynnego łuku Gateway Arch, górującego nad miastem, odwiedziliśmy bazylikę katedralną p.w. św. Ludwika z olśniewającymi, złotymi mozaikami i Muzeum Szachów z największą na świecie figurą szachową.
Wybraliśmy się też na spacer po historycznym (Route 66), milowym moście spinającym brzegi potężnej rzeki Mississippi, obejrzeliśmy bogatą i bardzo interesującą kolekcję w Muzeum Sztuki w St Louis oraz przejechaliśmy tradycyjną już Drogą Świateł, rozświetlającą kompleks Sanktuarium M.B. Śnieżnej.
Kolejne klubowe spotkania niebawem. Dołączcie do nas!