Półwysep Door County, Wrota Śmierci i Wyspa Washington

Czas na podsumowanie kolejnego wyjazdu z Golden Age Club. To był wspaniały czas, pełen kolorów, zapachów i smaków. Z wycieczki do Door County i na Wyspę Washington przywieźliśmy tradycyjnie wiele wspomnień, zdjęć i pamiątek, ale też wzbogacilismy się o nowe, kulinarne doświadczenia i ciekawe informacje, zwłaszcza dotyczące tak bogatego, skandynawskiego dziedzictwa tego rejonu.

Zarówno Półwysep Door County jak i Wyspę Washington dane nam było zwiedzać przy pięknej, słonecznej pogodzie, co dodatkowo zaowocowało niepowtarzalnymi zachodami słońca. Na wyspie podziwialiśmy kwitnące jeszcze lawendowe pola oraz smakowaliśmy lawendowe drinki i lody. Wzięliśmy też  udział w przygotowaniach do tradycyjnej kolacji “fish boil”, z których wrażenia wzrokowe i smak potrawy na długo zapadły nam w pamięć.

To był prawdziwy letni wyjazd, podczas którego mogliśmy odpocząć ale też zwiedzić ciekawe zakątki Wisconsin.

 

„Cudze chwalicie, swego nie znacie”

Wczoraj wróciliśmy z wycieczki objazdowej po mniej znanych zakątkach Illinois. Jak na jeden dzień, przyznacie, że program był bogaty. Nie wszystkie miesca były planowo ujęte w programie, ale jak grupa jest super (a była!), i pogoda dopisuje, to czemu nie?

Nasz dzień dopełnił smaczny obiad, na który „wyskoczyliśmy” do Iowa. Świeża rybka na tarasie restauracji z widokiem na rzekę Mississippi smakowała jak rzadko kiedy.

Tylko jeden dzień, a tyle miejsc i wspomnień. Warto je kolekcjonować!

 

Z wycieczki „Odkrywamy Wisconsin: Wąwóz Czarownic” relacji ciąg dalszy…

Pogoda nam dopisała wyjątkowo. Było piękne słońce i uśmiechnięte niczym małe słońca słoneczniki, w labiryncie których można się było zagubić. Z wizyty na farmie przywieźliśmy troszkę kolorowych zdjęć i sezonowych warzyw, w tym młode ziemniaczki, do których koperek stanowić będzie nieodłączny duet (jak kawa z mlekiem czy truskawki ze śmietaną : )) Do takich smaków z czasów młodości wracamy z prawdziwą przyjemnością.

A po południu była pyszna rybka w Lake Geneva, z której kalorie spaliliśmy na spacerze wzdłuż jeziora. Mijając milionerskie rezydencje z drogimi jachtami rozglądaliśmy się wprawdzie za jakąś działką ale chyba musimy jeszcze ten zakup przemyśleć. Nie ma co się spieszyć 🙂

 

Za nami kolejna wspólna przygoda. W minioną niedzielę nasz wesoły autobus zawiózł nas do Wąwozu Czarownic. W tym mrocznym miejscu podejrzanie dobrze odnalazły się niektóre Klubowiczki, które należycie się do tej wizyty przygotowały (gratulacje za kostiumy, chociaż zabrakło czarnego kota… Trzeba przyznać, że, o zgrozo, niektórym jest „do twarzy” w czerni i z miotłą w ręku : )

A tak na poważnie, to nasze Czarownice nie są tak straszne, jak je (na zdjęciach) malują. Odwiedziliśmy fajne miejsca, do których dotarliśmy statkiem wycieczkowym. Rzeka Wisconsin i słynne ‘Dells’ z fantazyjnymi klifami z piaskowca nie mają już przed nami tajemnic.

Super przygoda, piękne miejsca i dużo humoru!

 

 

O biblijnej Arce Noego, historii opisanej w Księdze Rodzaju, ponad stumilionowym projekcie i o tym, co mówi o potopie Biblia, a co nauka, opowiadać można byłoby długo ale lepiej przyjechać i zobaczyć na własne oczy. Zatem przybyliśmy, zobaczyliśmy i skonfrontowaliśmy replikę biblijnej arki z naszym wyobrażeniem o niej.

Zwiedziliśmy też Cincinnati, miasto w Ohio, położone nad rzeką Ohio. Zobaczyliśmy kolorowy świat motyli w Krohn Conservatory, który skontrastowaliśmy z kolorowym światem neonów w ciekawym, bo nietypowym muzeum znaków i neonów (American Sign Museum).

Duży zachwyt wywołała wizyta w akwarium. Podwodny świat jest piękny i niezwykle kolorowy. Głaskaliśmy rekiny i zrobiliśmy mnóstwo zdjęć.

Odwiedziliśmy ponadto bazylikę katedralną w Covington, której zewnętrzna fasada nawiązuje do katedry Notre Dame w Paryżu a wnętrze do bazyliki Saint Denis. Piękny witraż jest największym na półkuli zachodniej, jeśli nie na świecie (debata trwa). Naszą uwagę przykuły te liczne relikwie. Miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia.

 

Viva Las Vegas! – tak śpiewał król rock’n’rolla , Elvis Presley, w filmie o tym samym tytule, który wszedł na ekrany w roku 1964. Dzisiaj, prawie 60 lat później, Miasto Grzechu nadal tętni życiem. Mogliśmy się o tym przekonać podczas wycieczki, z której wróciliśmy zaledwie kilka dni temu. Odwołując się do innego, bardziej współczesnego filmu moglibyśmy też skwitować wyjazd przywołując cytat: ” co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas”, ale uchylimy rąbka tajemnicy, i powiemy jak było. A było pięknie!

Podziwialiśmy zachód słońca nad Wielkim Kanionem Rzeki Kolorado i przeżywaliśmy wszystkie emocje z bohaterami filmu ” Rivers of Time”.
Opalaliśmy się podczas rejsu po Lake Mead, płynąc wśród barwnych skał Czarnego Kanionu.
Odkryliśmy niesamowite miejsca w niegościnnej z nazwy Dolinie Śmierci i przekonaliśmy się, że wbrew niej, w Dolinie istnieje życie.
Doceniliśmy cud inżynierii największej na świecie, na ówczesne czasy, Zapory Hoovera.
Zobaczyliśmy przepiękne wnętrza kasyn, które wieczorami ożywają dzięki milionom świateł i neonów.
Zwiedziliśmy Muzeum Route 66 i inne, równie ciekawe, miejsca związane z legendarną Matką Wszystkich Dróg.
Daliśmy się też zaskoczyć Dolinie Ognia tak, jak zaskoczyło nas słońce, które jakby na nasze życzenie wyszło zza chmur nad Seven Magic Mountains.

W Klubie Golden Age mamy czas na wszystko. Podróżujemy bez pośpiechu, chłonąc każde miejsce i ciesząc się każdą chwilą. Był więc czas na zdjęcia , loty helikopterem , przepyszne burgery u Gordona Ramseya i niesamowite show w wykonaniu Cirque de Soleil. I oczywiście na wizytę w kasynie ale o tym cicho sza : ))

 

 

Jak Wam minął długi weekend?

My spędziliśmy Memorial Day weekend na Półwyspie Door County. Zwiedziliśmy chyba wszystkie zakątki półwyspu ale był też czas na odpoczynek. Pogoda była wręcz wymarzona więc wybraliśmy się na prywatny rejs na pokładzie “pontoon boat”po wodach zatoki Green Bay. Wdrapaliśmy się też po 97 schodach na latarnię Cana Island by podziwiać piękny widok na Jezioro Michigan, odwiedziliśmy piękny park z klifami, sfotografowaliśmy kozy dumnie pasące się na krytym darnią dachu szwedzkiej restauracji w Sister Bay i zagubiliśmy sie w uroczych sklepikach, prześcigających się w ofercie pamiątek nawiązujących do skandynawskiego dziedzictwa historycznego i kulturalnego półwyspu. Na wyspie Washington, na którą popłynęliśmy promem, wspięliśmy się na wieżę widokową, odwiedziliśmy plantację lawendy, na której zjedliśmy lody o smaku…lawendowym : ),  zaglądnęliśmy do Stavkirke – kościółka nawiązującego do skandynawskiego dziedzictwa wyspy i odpoczywaliśmy na nietypowej plaży Schoolhouse Beach. Takich plaż jest zaledwie pięć na świecie, a za wyniesienie z niej kamieni grozi wysoka kara grzywny. Zamiast kamieni, przywieźliśmy zdjęcia i wspomnienia.

Nie sposób nie wspomnieć o bajecznych zachodach słońca i wieczorach przy kominku 😉

 

 

I kolejne artystyczne popołudnie za nami. Było cudnie! Zajęcia poprowadziła Pani Dorota Tomczyk, pod której okiem wydobyłyśmy z siebie głęboko ukryte pokłady nieodkrytych talentów i zdolności. Powstały piękne arcydzieła. Kubek z talerzykiem wykonałyśmy techniką, której efektem był wzór imitujący marmur. Do dekoracji pozostałych kubków poszły w ruch pędzle i nasza wyobraźnia. To zgrabne połączenie zaowocowało powstaniem pięknych, ręcznie zdobionych przedmiotów, które są niepowtarzalne, bo nie znajdziecie takich na żadnej sklepowej półce. Rękodzieło zawsze jest unikatowe, jedyne w swoim rodzaju i przez to oryginalne, a satysfakcja, że wykonało się je własnoręcznie jest nie do przecenienia.

 

Zobaczcie sami!

Bez przekraczania granicy odwiedziliśmy Bawarię : ) Miasteczko Frankenmuth nie bez powodu zwane jest „Małą Bawarią”, wszak wszystko tutaj nawiązuje do tego niemieckiego kraju związkowego. Nie ma wprawdzie ośnieżonych szczytów Alp i ukwieconych alpejskich łąk ale jest ciekawa historia, bawarska zabudowa i smaczna kuchnia.

Miasteczko, mimo, że jest niewielkie, ma swój niepowtarzalny klimat. Położone nad rzeką Cass miasteczko słynie z bawarskiej zabudowy a jego historia i dziedzictwo sięgają czasów pierwszych niemieckich osadników i ich misyjnej pracy.

We Frankenmuth pospacerowaliśmy po największym w Michigan drewnianym moście, spinającym brzegi wspomnianej rzeki. Popłynęliśmy też w rejs statkiem wycieczkowym „Bavarian Belle”, podczas którego przewodnik przybliżył nam historię miasta. Noc spędziliśmy w klimatycznej, bawarskiej gospodzie a w bawarskiej restauracji spróbowaliśmy niemieckich specjałów z bawarskim piwem i sznyclem na czele.

Odwiedziliśmy też kapliczkę „Silent Night” z repliką tej, w której ponad 200 lat temu miało miejsce pierwszy wykonanie znanej na całym świecie kolędy “Silent Night”. Jej melodię można usłyszeć wewnątrz kapliczki jak i na terenie dookoła niej, spacerując wśród tablic z tekstem kolędy w ponad 300 językach.

Nie ominęliśmy największego na świecie sklepu bożonarodzeniowego, w którym zrobiliśmy pamiątkowe zakupy.

 

 

 

Nasz pierwszy klubowy wyjazd na Festiwal Tulipanów. Kierunek to Iowa i miasteczko Pella, które co roku hucznie obchodzi święto tulipanów. Sezon na tulipany trwa krótko ale udało nam się skorzystać z tej jedynej w roku okazji, by podziwiać te piękne kwiaty i przyjrzeć się jak miasteczko celberuje Festiwal Tulipanów.

Podczas jednodniowego wyjazdu zobaczyliśmy dwa autentyczne, holenderskie wiatraki. Obejrzeliśmy tulipanową paradę, odwiedziliśmy historyczne muzeum a na deser poddaliśmy nasze kubki smakowe degustacji win i serów w lokalnej winiarni.

Odwiedziliśmy ponadto największy na świecie “truck stop”, osadę niemieckich kolonii i Fulton, miasteczko położne nad brzegiem rzeki Mississippi.
Pogoda i humory dopisywały, o czym niech zaświadczą poniższe zdjęcia.